Bolesław Wieniawa-Długoszowski
po pierwszym spotkaniu z Józefem Piłsudskim
Oddzielić ziarna od plew
Każdy, kto posiada konto na facebook’u widzi istny wysyp fan
page z przypisem „sportowiec” lub „trener personalny”. Dynamiczny wzrost
zainteresowania branżą fitness sprawił prawdziwy wysyp ofert trenerów
personalnych, dietetyków i wszelkiego rodzaju mentorów. Niczym w latach 90-tych tłum na giełdach i bazarach,
dzisiejsi konsumenci poszukują usług trenerskich na wysokim poziomie, bowiem zdaje się, że wciąż popyt przerasta podaż. Niektórzy z was, mogą potraktować poniższy
artykuł jako laurkę psychofana lub kryptoreklamę…. Szczerze? Mam to w dupie. Docencie proszę mój retrospekcyjny ekshibicjonizm
i wyciągnijcie wnioski.
Czy trener powinien być sportowcem?
Wielu zawodników, traktuje swoje starty jako coś na kształt
inicjacji na trenera personalnego. Jakby obecność bronzera na dupsku i branie
udziału w porównaniach z automatu dawało +100 do wiedzy o żywieniu i fizjologii
człowieka. Co z tego, że wykupię treningi personalne u mistrza świata, skoro
facet rósłby na budyniu i bułce z margaryną? Jak możemy liczyć na empatię u
kogoś, kto nigdy nie miał problemów ze zrobieniem formy? To jak z
dziedziczeniem fortuny: Paris Hilton jest może bogata, ale nie posłuchałbym jej
zaleceń dotyczących inwestycji w akcje spółek giełdowych.
Na przeciwległym
biegunie mamy speców, których trudno posądzić o empiryczne doświadczenia z
jakimkolwiek treningiem (w myśl zasady „Niektórzy trenerzy wyglądają tak, jakby
sami potrzebowali trenerów). Nie każdy ma warunki fizyczne pozwalające do
noszenia zwałów pociachanego mięcha. Niemniej jednak, KAŻDY jest w stanie
zbudować estetyczną sylwetkę.
Z mojego punktu
widzenia najlepiej udać się o pomoc do fachowca, który osiągnął to co jest
także naszym celem (fajna sylwetka, tytuł mistrza Polski) POMIMO przeciwności.
Eliminuje to czynnik farta i pozwala upewnić się, że sukcesy naszego mentora
nie są przypadkowym zrządzeniem losu.
Autorytet na solidnych fundamentach
Przyznam szczerze: mam w sobie coś z mentalności żołnierza.
Wprost uwielbiam, gdy ktoś powierza mi zadanie do wykonania, a ja muszę je
wykonać od A do Z. Bez względu na koszty. Warunkiem jaki musi spełnić mój rozkazodawca
to: pełne zaufanie, obdarzanie go niekwestionowanym szacunkiem oraz sympatią.
Zaufanie i szacunek nie mogą opierać się tylko na liście dokonań danego
trenera, ale także na tym jakim człowiekiem jest na co dzień. Jakie wartości
wyznaje? Jak odnosi się do ludzi spoza branży? Jak traktuje swoją rodzinę? Autorytet
każdego szefa upadnie, gdy reszta kadry dowie się o jego romansie z sekretarką.
On nadal jest świetnym managerem, ale jakoś już nie patrzymy na niego tak jak
wcześniej.
Jeśli chodzi o sympatię, to trzeba brać pod wzgląd fluktuację
nastrojów naszych i trenera. Uwierz mi, nieraz musiałem słuchać krytycznych
uwag, docinek czy staropolskiego opierdolu. Wychodząc z konsultacji myślałem
sobie „Za kogo on się uważa?!”. Mimo to, postępowałem wg zaleceń. Z perspektywy
lat wiem jednak, że ta terapia była celowa i głęboko przemyślana przez mojego
senseiego. Okazał się on świetnym psychologiem, wiedział że mam w sobie
mentalność Sarmaty: „Co? Ja kutwa nie dam rady? No to patrz!”. Gdy emocje
opadały, wystarczyło dać sobie 10 dni, aby stanąć przed lustrem z myślą: „Szczwany
lis, znowu miał rację!”. Po kilku dniach, dalej mogliśmy rozmawiać na tematy
głębsze i płytsze, śmiać się do rozpuku (do dzisiaj pamiętam konsultacje, gdy
połowa klubu zwijała się ze śmiechu widząc moje poharatane plecy po noclegu u
koleżanki) i dzwonić z pytaniem „Co słychać?”. Podsumowując: Twój trener musi
być Ci przyjacielem, nie kolegą. Ten drugi poprzez dzielący was dystans, będzie
starał się być grzeczny, jednakowoż nigdy nie będzie w pełni szczery.
Aspekt mentalny
Życie codzienne potrafi dać nam w kość… I to na tyle, że
doświadczony sportowiec w mgnieniu oka zauważy jak zmartwienia i obawy
dosłownie pożerają jego formę. Wystarczy jeden telefon, e-mail z pracy lub
wiadomość z rynku akcji, aby poziom kortyzolu wystrzelił pod niebiosa. Wtedy
także powinniśmy liczyć na wsparcie naszego mentora.
Pamiętam przygotowania do swojego debiutu w Sopocie w 2011
roku. Na 6 tygodni przed zwodami dostałem wiadomość, która postawiła mój świat
do góry nogami. (Pozwól, że nie będę zgłębiał istoty owego problemu, przez wzgląd
na jej osobisty charakter). Oto jestem: głodny, samotny, niewyspany, niemogący
się skupić na treningu, odpływający myślami, obgryzający paznokcie… Obiecałem
sobie i trenerowi, że będę z nim dzielił się WSZYSTKIM co może mieć wpływ na
moją formę, tak więc podzieliłem się moimi problemami. Po uważnym wysłuchaniu
mnie powiedział coś, co zapamiętam dopóki oddycham „Wszystko co się dzieje w
naszym życiu, dzieje się dla naszego dobra.” Niby kolejna sentencja wzięta
żywcem z jakiejś publikacji o charakterze motywacyjnym (swoją drogą, uwielbiam
czytać takie książki), a poczułem się jakbym zgłębił istotę wszechrzeczy. Empatia
i życiowa mądrość, ukazana w jednym prostym zdaniu, jaką wykazał się
120-kilogramowy twardziel na zawsze zmieniła moje podejście do życia.
Tą krótką historią chciałem Tobie uświadomić, iż praca
dobrego trenera nie powinna ograniczać się do zaleceń typu „przytnij węgle”
lub „rób więcej wykroków”. Nikt nie jest wszechwiedzący, nie ma wśród nas osób
nieomylnych, jakkolwiek trenera powinno charakteryzować podejście holistyczne
(całościowe). Tylko taka pomoc będzie gwarantowała zrównoważony rozwój ciała i
ducha.
Zrzec się wolnej woli
Praca z trenerem w samej swojej istocie musi przyjąć
charakter hierarchiczny. Musisz obdarzyć swojego mentora
bezgranicznym zaufaniem i nie pozwolić sobie na „widzi mi się”. Z resztą ma to
swoje uzasadnienie… Gdy Twoja forma będzie niezadowalająca, a wykonywałeś
wszystko wg zaleceń, będziesz od razu wiedział, kto spieprzył robotę.
Jakkolwiek wasza współpraca nie może przypominać tej z ZUS (Zapłać, Umrzyj,
Spier****j”). Osoba, które powierzyłeś swoje zdrowie i pieniądze musi wykazać
się zrozumieniem - nie pobłażliwością, szczerością – nie chamstwem, empatią -
nie rozczulaniem się.
Na swojej drodze spotkałem wielu wartościowych ludzi.
Znaczna ich cześć odbiła na mnie swoje piętno, coś co przejąłem od nich i (mam
nadzieję) będę mógł przekazać dalej. Kilku z nich sprawiło, że moje życie nabrało więcej barw, nowych perspektyw. Życzę wam, abyście w poszukiwaniu
swoich mentorów trafili na takich właśnie trenerów.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz